28 września 2012

Kocie opowiadanie na jesień...

Kot na deszczu
Ernest Hemingway

   W hotelu mieszkało tylko dwoje Amerykanów. Nie znali nikogo z ludzi, których mijali na schodach wychodząc czy wracając do swego pokoju. Pokój ten był na pierwszym piętrze, od strony morza. Wychodził też na park i pomnik wojenny. W ogrodzie były wysokie palmy i zielone ławki. W pogodny dzień zawsze stał tam jakiś artysta ze sztalugami. Artystom podobały się palmy, które tam rosły, i żywe barwy hoteli stojących naprzeciw ogrodu i morza. Włosi przychodzili z daleka, żeby popatrzeć na pomnik. Był on odlany z brązu i lśnił na deszczu.
   Padało. Deszcz ociekał z drzew palmowych. Woda stała kałużami na wyżwirowanych ścieżkach. Fale morskie załamywały się długą linią w deszczu i spływały z plaży, aby powrócić i znowu załamać się długą linią w deszczu. Z placu przy pomniku zniknęły wszystkie samochody. Po przeciwległej stronie, w progu kawiarni, stał kelner i patrzał na pusty plac.
   Żona Amerykanina stała przy oknie i wyglądała na dwór. Na zewnątrz, wprost pod ich oknem, pod jednym z ociekających wodą zielonych stolików, przycupnął kot. Starał się skulić tak, żeby na niego nie kapało.
— Idę na dół po tego kotka — powiedziała Amerykanka.
— Ja to zrobię — zaproponował z łóżka jej mąż.
— Nie, ja go przyniosę. Biedny kotek schował się przed deszczem, pod stolik.
   Mąż czytał dalej, leżąc w nogach łóżka, podparty dwiema poduszkami.
— Tylko się nie przemocz — powiedział.
   Żona zeszła na dół, a właściciel hotelu wstał i ukłonił się jej, kiedy mijała kantor. Jego biurko stało w głębi kantoru. Był starym, bardzo wysokim mężczyzną.
Il piove — powiedziała żona Amerykanina. Lubiła właściciela hotelu.
Si, si signora, brutto tempo. Bardzo brzydka pogoda.
   Stał za biurkiem w głębi ciemnawego pokoiku. Żona Amerykanina lubiła go. Podobała jej się śmiertelna powaga, z jaką przyjmował wszelkie zażalenia. Podobała jej się jego godność. Podobała się jego chęć usłużenia jej. Podobało jej się jego podejście do funkcji kierownika hotelu. Podobała jej się jego stara, ociężała twarz i duże ręce.
   Myśląc o tym, że go lubi, otworzyła drzwi i wyjrzała na dwór. Padało jeszcze gęściej. Przez pusty plac szedł w stronę kawiarni jakiś mężczyzna w gumowej pelerynie. Kot powinien był być na prawo. Chyba będzie mogła tam dojść pod okapem dachu. Kiedy tak stała w progu, otworzył się za nią parasol. Była to pokojówka, która sprzątała ich pokój.
— Żeby pani nie zmokła — uśmiechnęła się mówiąc po włosku. Oczywiście przysłał ją kierownik hotelu.
  Amerykanka, z pokojówką trzymającą nad nią parasol, poszła wyżwirowaną ścieżką pod ich okno. Stolik tam był, jasnozielone obmyty deszczem, ale kot zniknął. Nagle poczuła się zawiedziona. Pokojówka spojrzała na nią.
Ha perduto qualche cosa, signora?
— Tu był kot — powiedziała Amerykanka.
— Kot?
Si, il gatto.
— Kot? — roześmiała się pokojówka. — Kot na deszczu?
— Tak — odparła. — Pod tym stołem..— A po chwili: — Och, tak chciałam go wziąć! Chciałam mieć kotka.
   Kiedy to powiedziała po angielsku, twarz pokojówki zesztywniała.
— Chodźmy, signora — rzekła. — Trzeba wrócić do środka. Pani zmoknie.
— Chyba tak — powiedziała Amerykanka.
   Zawróciły wyżwirowaną ścieżką i doszły do drzwi. Pokojówka zatrzymała się na dworze, żeby zamknąć parasol. Kiedy Amerykanka przechodziła obok kantoru, padrone skłonił jej się zza biurka. Poczuła, że jakby ścisnęło się w niej coś bardzo małego. Przy padrone czuła się bardzo mała, a jednocześnie naprawdę ważna. Doznała chwilowego uczucia najwyższej własnej ważności. Weszła na górę po schodach. Otworzyła drzwi pokoju. George leżał na łóżku i czytał.
— Masz tego kota? — zapytał odkładając książkę.
— Już go nie było.
— Ciekawe, gdzie poszedł — rzekł pozwalając oczom wypocząć od czytania.
   Usiadła na łóżku.
— Tak go chciałam— rzekła. — Nie wiem, czemu chciałam go tak bardzo. Chciałam wziąć tego biednego kotka. Wcale nie jest zabawne być biednym kotkiem na deszczu.
    George czytał znowu.
   Podeszła do toaletki, usiadła przed lustrem i zaczęła przeglądać się w nim za pomocą ręcznego lusterka. Przestudiowała swój profil najpierw z jednej, potem z drugiej strony. Następnie obejrzała tył swojej głowy i szyję.
— Nie uważasz, że to byłby dobry pomysł, gdybym zapuściła dłuższe włosy? — spytała, znów oglądając swój profil.
   George podniósł wzrok i zobaczył jej szyję od tyłu, z włosami przystrzyżonymi krótko jak u chłopca.
— Mnie się podoba tak, jak jest.
— A mnie się to już tak znudziło — odparła. — Znudziło mi się wyglądać jak chłopiec.
   George poprawił .się na łóżku. Nie spuszczał z niej oka, odkąd zaczęła mówić.
— Wyglądasz bardzo a bardzo ładnie.
   Położyła lusterko na toalecie, podeszła do okna i wyjrzała. Ściemniało się.
— Chcę zaczesywać w tył włosy zupełnie gładko i robić z tyłu duży węzeł, taki, który bym czuła — powiedziała. — Chcę mieć kotka, który siedziałby mi na kolanach i mruczał, kiedy go gładzę.
— Tak? — odezwał się George z łóżka.
— I chcę jadać przy stole zastawionym moim własnym srebrem, i chcę mieć na nim świece. I chcę, żeby była wiosna i żebym mogła czesać włosy przed lustrem, i chcę kotka i jakieś nowe sukienki.
— E, daj spokój i weź sobie coś do czytania — rzekł George. Czytał znowu.
   Jego żona wyglądała przez okno. Było już zupełnie ciemno, a deszcz wciąż padał między palmami.
— Tak czy owak, chcę kota — powiedziała. — Chcę kota. Chcę go zaraz. Jeżeli nie mogę mieć długich włosów ani żadnej przyjemności, to chociaż mogę mieć kota.
   George nie słuchał. Czytał książkę. Jego żona spojrzała przez okno na plac, na którym zapłonęły latarnie.
Ktoś zapukał do drzwi.
Avanti — powiedział George. Podniósł wzrok znad książki.
   W progu stanęła pokojówka. Trzymała przyciśniętego mocno do siebie dużego, nakrapianego kota, który zwisał wzdłuż jej ciała.
— Bardzo przepraszam — rzekła. — Padrone kazał mi to przynieść dla signory.

Brak komentarzy: