15 grudnia 2011

"My, dzieci z dworca ZOO"

Wstrząsająca opowieść nastolatki o jej problemach, dzięki którym zaczyna przygodę z narkotykami.
Chritiane ma 12 lat kiedy jej życie nabiera zupełnie innego obrotu. Dziewczynka tak naprawdę boi się osamotnienia i poprzez zmianę środowiska zaczyna eksperymentować ze środkami odurzającymi. Przyczyną tego jest znęcanie się jej ojca nad nią samą, a także nad jej najbliższą rodziną (matka i siostra). Od tego momentu Christine postanawia sama, na własną rękę, poradzić sobie w życiu. Jej ideałami zostają "starzy ćpuni". Palenie "marychy" i "haszu" już jej nie wystarcza. Po pewnej imprezie w "Soundzie", zdeterminowana chęcią odprężenia się, sięga po "twardy" narkotyk. Potem jej życie zaczyna się sypać. Chodzenie na "zarobek", ćpanie i ciągłe obławy tajniaków doprowadzają ją do rzucenia tego świństwa, które ja tak niszczy. Lecz jest już za późno...
Czytając tą książkę zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz: dlaczego niewinne osoby muszą brać odpowiedzialność za błędy innych? Do dziś nie dostałam odpowiedzi. Tak już po prostu musi być i nic nie da się z tym zrobić. Bardzo szkoda mi tylu młodych ludzi, którzy mogli coś osiągnąć w tym życiu, a musieli ponieść pośrednie konsekwencje błędów innych. Problem narkotyków w tamtym czasie był na porządku dziennym, nie tylko w Niemczech. Ale ten przykład może być dobrą przestrogą, aby współczesna młodzież nie popełniała takich samych błędów, jak dzieci z tamtych czasów.
Natalia

Brak komentarzy: